niedziela, 22 maja 2011

Diagnoza - nerwica

Postawiona przez lekarkę diagnoza była dla mnie trudna do zaakceptowania. Nerwica? To przecież moja mama miała nerwicę, a nie ja! Ciągle trzeba było uważać, żeby jej nie zdenerwować. Były okresy, kiedy cały czas zażywała lekarstwa na uspokojenie, a potem w zasadzie nie mieliśmy mamy, bo spała. Teraz wiem, że też musiała mieć lęki, bo oksazepam jest lekiem przeciwlękowym. Ale wiem to po kilkudziesięciu latach. I teraz jej współczuję... Ta wiedza o jej lękach to także takie małe pocieszenie dla mnie, bo od tego czasu minęło ponad 30 lat, a ona ma się w sumie dobrze. Dobrze to znaczy, że nie ma zbyt dużych - jak na jej wiek - problemów ze zdrowiem fizycznym. Więc jest szansa na to, że ja też jeszcze pożyję, skoro z tym można żyć.
Tylko co to za życie w ciągłym lęku? Jak ten lęk pokonać i znowu być szczęśliwym? Jak przy tym normalnie funkcjonować, będąc podporą, a nie ciężarem dla swoich dzieci?

Wtedy, rok temu, o nerwicy nie wiedziałam nic. Z dzieciństwa kojarzyła mi się ze znerwicowaną matką, co dla mnie oznaczało jej chwiejne nastroje, obrażanie się o byle co, nieodzywanie się do nas bez powodu i wieczne próby odgadnięcia przeze mnie i brata, czym znowu zdenerwowaliśmy mamę. To była moja cała wiedza o nerwicy.  Skojarzenia nie były dobre, bo przywoływały wspomnienia, o których nie chciałam pamiętać. Dlatego też nie od razu mogłam tą diagnozę zaakceptować.  Teraz jednak myślę, że miałam dużo szczęścia, że moja lekarka znała się na rzeczy. Przynajmniej nie błądziłam we mgle. Podobno wiele osób zaniepokojonych swoimi objawami somatycznymi chodzi od jednego lekarza do drugiego, szukając przyczyny tych dolegliwości. Ponieważ nie mogą jej znaleźć, ich strach wzrasta, co znowu powoduje nasilenie objawów. I tak powstaje błędne koło. Mnie postawiono diagnozę po kilku dniach od pierwszego napadu paniki. Wprawdzie określenie "nerwica" jest bardzo ogólne, ale pokazuje przynajmniej kierunek, w którym należy iść, aby szukać rozwiązania. Powiem szczerze, że wtedy, kiedy lekarka powiedziała mi, że jeśli przepisane przez nią lekarstwo nie pomoże, powinnam udać się do psychologa, a potem ewentualnie do psychiatry, to w ogóle nie brałam takiego rozwiązania pod uwagę. Lekarstwo oczywiście wykupiłam, ale jak wspomniałam wcześniej, nigdy go nie zażyłam. Należę bowiem do osób, które skrupulatnie wczytują się w ulotki dla pacjentów, a skutki uboczne opisane w ulotce skutecznie zniechęciły mnie do wypróbowania preparatu. Prześledziłam oczywiście fora internetowe, szukając relacji osób, które go stosowały. Ponieważ było dużo opinii o możliwości uzależnienia się od niego, temat lekarstwa uznałam z ostatecznie zamknięty. Dzięki temu jednak, że je wykupiłam, uzyskałam dodatkowy trop w sprawie moich dolegliwości - lekarstwo stosowane było w stanach lęku i niepokoju i miało wykazywać działanie przeciwlękowe. Do tej pory nigdy nie uznałabym lęku za jednostkę chorobową. Miałam teraz w ręku dwa pojęcia, z którymi mogłam już coś zrobić - nerwica i lęk. Uzbrojona w te informacje udałam się do księgarni (oczywiście), aby pogłębić wiedzę. Wtedy jednak nadal nie wiedziałam, jak można powiązać nerwicę z tym nieprzyjemnym zdarzeniem sprzed kilku dni. Nie wiedziałam też jeszcze, że istnieje coś takiego, jak napad lęku panicznego. Dlatego byłam nadal dosyć sceptyczna w związku z postawioną przez lekarkę diagnozą ... Bałam się także pojechać do księgarni, w której tak źle się poczułam. W ogóle bałam się  sklepów, co było bardzo dziwne. Nie wiedziałam bowiem też jeszcze o tym, że istnieje coś takiego, jak agorafobia....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz