środa, 18 maja 2011

Pierwszy atak paniki

Pierwszy atak paniki zdarzył się mniej więcej rok temu. Oczywiście ani wtedy, ani jeszcze kilka tygodni później nie miałam pojęcia, że to właśnie tak się nazywa. Byłam w jednej z dużych galerii handlowych i szukałam w księgarni książek o kamieniach naturalnych. Był to czas, kiedy interesowałam się tym tematem, wierząc w ich szczególne moce (co zresztą pozostało mi do dnia dzisiejszego). Byłam raczej w dobrym nastroju, ponieważ był piękny dzień, a do tego udało mi się znaleźć interesującą książkę, którą zamierzałam kupić. W pewnym momencie, ni z tego ni z owego poczułam lekkie ukłucie w sercu, potem ból w lewej ręce i nagle zrobiło mi się tak jakoś słabo i jakby "nierzeczywiście". Usiadłam na chwilę, a kiedy zaczęło mi się wydawać, że w budynku brakuje świeżego powietrza, zdecydowałam się wyjść na zewnątrz. To wcale nie pomogło, a do tego zaczęłam dygotać na całym ciele. Nie wiem, czy było to widoczne na zewnątrz, ale wewnątrz cała się trzęsłam i nie potrafiłam tego powstrzymać. Do tego wszystkiego strasznie się bałam. Ten strach był najgorszy. Myślałam, że zaraz umrę! I dygotałam jeszcze bardziej.

Koniec końców wezwano karetkę, lekarka z pogotowia zmierzyła mi ciśnienie, które było podwyższone i zrobiła EKG, a wreszcie stwierdziła, że "możliwe, że to był zawał serca" i zaproponowała, żebym pojechała z nimi do szpitala. Podróż w pozycji leżącej po dziurawych drogach wcale nie była przyjemna, tym bardziej, że cały czas nie mogłam powstrzymać tego okropnego, przerażającego drżenia. Przeprowadzone w szpitalu badanie krwi wykazało niedobór sodu i potasu. Podobno brak tego ostatniego może markować zawał serca, stąd ta diagnoza lekarki z pogotowia. Dostałam kroplówkę, po której rzeczywiście poczułam się lepiej, a do tego w końcu ustąpiło to dygotanie (myślę, że minęło to po dobrej godzinie) i zostałam skierowana do domu z wynikami krwi i wydrukiem EKG w ręku, z zaleceniem zażywania potasu w tabletkach, a także wprowadzenia do swojego jadłospisu większej ilości bananów, pomidorów i ziemniaków, jako naturalnego źródła potasu. Podobno byłam zdrowa!

Ten incydent w księgarni zaniepokoił mnie na tyle mocno, że postanowiłam, że zrobię pójdę do lekarza w przychodni, aby poznać przyczynę tak nagłego pogorszenia samopoczucia. Tym bardziej, że w szpitalu nikt mi nie udzielił w zasadzie żadnej informacji. Zostałam tylko podłączona do kroplówki, jak rozładowany telefon do ładowarki i pozostawiona sama sobie z tym obezwładniającym strachem i wizją nadchodzącego końca mojego życia. Nikt mi tam nie poświęcił nawet odrobiny swojej uwagi. Strasznie bezduszna ta służba zdrowia! Ja jednak zamierzałam znaleźć przyczynę swoich dolegliwości i dlatego w przychodni wykonałam ponownie badanie krwi i EKG. Okazało się, że sód i potas są już w normie, EKG nie wskazuje na żadne problemy z sercem, wyniki badania krwi też nie były jakieś niepokojące (może z wyjątkiem nieco zbyt wysokiego poziomu cholesterolu), wobec tego lekarka postawiła diagnozę, że to nerwica. Przepisała lekarstwo na uspokojenie, a gdyby miało nie pomóc, to zaleciła wizytę najpierw u psychologa, a gdyby i to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów - u psychiatry.Przepisane lekarstwo wykupiłam, ale go oczywiście nie zażyłam. Przeczytałam bowiem, jakie mogły być objawy niepożądane i to wystarczyło, aby odłożyć je do szafy... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz