Pierwszy atak paniki zdarzył się mniej więcej rok temu. Oczywiście ani wtedy, ani jeszcze kilka tygodni później nie miałam pojęcia, że to właśnie tak się nazywa. Byłam w jednej z dużych galerii handlowych i szukałam w księgarni książek o kamieniach naturalnych. Był to czas, kiedy interesowałam się tym tematem, wierząc w ich szczególne moce (co zresztą pozostało mi do dnia dzisiejszego). Byłam raczej w dobrym nastroju, ponieważ był piękny dzień, a do tego udało mi się znaleźć interesującą książkę, którą zamierzałam kupić. W pewnym momencie, ni z tego ni z owego poczułam lekkie ukłucie w sercu, potem ból w lewej ręce i nagle zrobiło mi się tak jakoś słabo i jakby "nierzeczywiście". Usiadłam na chwilę, a kiedy zaczęło mi się wydawać, że w budynku brakuje świeżego powietrza, zdecydowałam się wyjść na zewnątrz. To wcale nie pomogło, a do tego zaczęłam dygotać na całym ciele. Nie wiem, czy było to widoczne na zewnątrz, ale wewnątrz cała się trzęsłam i nie potrafiłam tego powstrzymać. Do tego wszystkiego strasznie się bałam. Ten strach był najgorszy. Myślałam, że zaraz umrę! I dygotałam jeszcze bardziej.
Koniec końców wezwano karetkę, lekarka z pogotowia zmierzyła mi ciśnienie, które było podwyższone i zrobiła EKG, a wreszcie stwierdziła, że "możliwe, że to był zawał serca" i zaproponowała, żebym pojechała z nimi do szpitala. Podróż w pozycji leżącej po dziurawych drogach wcale nie była przyjemna, tym bardziej, że cały czas nie mogłam powstrzymać tego okropnego, przerażającego drżenia. Przeprowadzone w szpitalu badanie krwi wykazało niedobór sodu i potasu. Podobno brak tego ostatniego może markować zawał serca, stąd ta diagnoza lekarki z pogotowia. Dostałam kroplówkę, po której rzeczywiście poczułam się lepiej, a do tego w końcu ustąpiło to dygotanie (myślę, że minęło to po dobrej godzinie) i zostałam skierowana do domu z wynikami krwi i wydrukiem EKG w ręku, z zaleceniem zażywania potasu w tabletkach, a także wprowadzenia do swojego jadłospisu większej ilości bananów, pomidorów i ziemniaków, jako naturalnego źródła potasu. Podobno byłam zdrowa!
Ten incydent w księgarni zaniepokoił mnie na tyle mocno, że postanowiłam, że zrobię pójdę do lekarza w przychodni, aby poznać przyczynę tak nagłego pogorszenia samopoczucia. Tym bardziej, że w szpitalu nikt mi nie udzielił w zasadzie żadnej informacji. Zostałam tylko podłączona do kroplówki, jak rozładowany telefon do ładowarki i pozostawiona sama sobie z tym obezwładniającym strachem i wizją nadchodzącego końca mojego życia. Nikt mi tam nie poświęcił nawet odrobiny swojej uwagi. Strasznie bezduszna ta służba zdrowia! Ja jednak zamierzałam znaleźć przyczynę swoich dolegliwości i dlatego w przychodni wykonałam ponownie badanie krwi i EKG. Okazało się, że sód i potas są już w normie, EKG nie wskazuje na żadne problemy z sercem, wyniki badania krwi też nie były jakieś niepokojące (może z wyjątkiem nieco zbyt wysokiego poziomu cholesterolu), wobec tego lekarka postawiła diagnozę, że to nerwica. Przepisała lekarstwo na uspokojenie, a gdyby miało nie pomóc, to zaleciła wizytę najpierw u psychologa, a gdyby i to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów - u psychiatry.Przepisane lekarstwo wykupiłam, ale go oczywiście nie zażyłam. Przeczytałam bowiem, jakie mogły być objawy niepożądane i to wystarczyło, aby odłożyć je do szafy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz